|
|
 |

Przedstawiciele czterech żyjących pokoleń zebrali się, aby powspominać rodzinne dzieje, odnowić zaniedbane nieco więzi, wspólnie pośpiewać i potańczyć. Cała rodzina liczy ponad 280 osób - w tym 26 wnuków, 64 prawnuków, 91 praprawnuków i 18 prapraprawnuków Błażeja i Honoraty Kosibów z Krygu.
Historia, która sięga XIX wieku
Wszystko zaczęło się w 1873 roku w Libuszy, gdy na świat przyszedł Błażej Kosiba. Beztroskę dziecięcych lat przerwała decyzja rodziców o przeniesieniu się do Krygu.Gdy miał niespełna 10 lat, wraz z siostrą Magdaleną i bratem Antonim zmienił rodzinne, znane strony, na służbę w krygowskim dworze Nanysa. Młody, zdolny i zaradny chłopak szybko znalazł uznanie u swego chlebodawcy, który nauczył go czytać, pisać, zaznajomił z ówczesnymi technicznymi nowinkami.
W tym czasie w Krygu dynamicznie rozwijał się przemysł naftowy. Właściciele kopalni potrzebowali młodych, inteligentnych ludzi, którzy pracowaliby przy wydobywaniu ropy. Błażej był więc pożądanym pracownikiem.
Służąc w dworze, pewno nie zdawał sobie sprawy, że niedaleko, tuż za potokiem, mieszka jego przyszła małżonka - Honorata.
- Mama urodziła się 1880 roku. Była rodowitą krygowianką, pochodziła z rodziny ziemiańskiej herbu Półkozic. Miała chyba 22 lata, kiedy wyszła za mąż za Błażeja. Najpierw urodziła się siostra Genowefa, potem bracia Tadeusz, Jan, Czesław, Bronek, Mieczysław, Edmund i Adam. Ja przyszłam na świat jako przedostatnia z rodzeństwa - wspomina Adela Mika, jedyna żyjąca z tego rodzeństwa.
-Rodzinny dom nadal istnieje, choć już nie jest zamieszkały, nadal budzi sentyment i przyczynia się do łezki w oku.
-Dęby, które nadal tam rosną widziały niejedno, to żywi, choć milczący świadkowie historii. Były tam, od kiedy pamiętam- zawiesza głos.
Spełnione marzenia
Pomysł, aby zorganizować rodzinny zjazd, narodził się już i kilka lat temu.
- To brat Mundek był pomysłodawcą. Był młody, kiedy wyjechał do Warszawy, tam się osiedlił. Jeszcze w latach osiemdziesiątych chciał zorganizować i – jak to mówił-rodzinną sjestę, Niejeden raz namawiał mnie, I abym to ja ją zorganizowała- wspomina pani Adela. Chciałam to zrobić, ale ciągle brakowało mi czasu - bo w gospodarstwie było dużo pracy, chciałam pomóc dzieciom. Potem brat zachorował i myśl o organizowaniu rodzinnych imprez zeszła na plan dalszy . Trzeba było niemal dwudziestu lat, aby marzenia brata się ziściły. Szkoda tylko, że nie doczekał tej chwili -zawiesza głos.
Pomysł wrócił kilka miesięcy temu, podjął go syn Tadeusza - Zbigniew.
- Przyjeżdżał do mnie, prosił o radę, wspólnie szukaliśmy naszych korzeni. Opowiadałam mu, co jeszcze pamiętam, z dzieciństwa, czasu wojny- dodaje seniorka rodu. Przygotowania do zjazdu trwały kilka miesięcy. Każdy z członków rodziny dostał swego rodzaju zadanie domowe. Miał poszukać i powiązać wspólne rodzinne powiązania.
- Większość z nas zna przecież, choćby ze słyszenia swoich dziadków, ich dzieci, więc nie było to takie trudne -opowiada Maria Kosiba, również uczestniczka zjazdu.
Efektem owego zadania domowego było drzewo genealogiczne.
- Rozrysowane na papierze ma kilka metrów długości - mówi Teresa Szydłowska, wnuczka Błażeja.
Trudno się dziwić, bo osobie niezwiązanej z rodziną trudno odnaleźć się w gąszczu wszystkich rodowych koligacji.
- To tylko pozory, my nie mamy problemu z ustaleniem, kto jest czyim potomkiem - mówi z uśmiechem seniorka.
Cztery pokolenia
Tego samego dnia w jednym miejscu zebrało się cztery pokolenia potomków Błażeja i Honoraty. Najstarsza z rodu Adela ma 86 lat, najmłodsi-kilka miesięcy.
- Nasza rodzina rozsiana jest po całym niemal kraju, a nawet Europie. Na przykład z Londynu specjalnie na zjazd przyjechała Anna Kosiba, z Frankfurtu - Bożena Kosiba z rodziną, obydwie są praprawnuczkami Błażeja - wylicza Zbigniew Kosiba.Ze Szczecinka zaś przyjechała Maria Czuk, wnuczka Błażeja Kosiby.
- Miałam 13 lat, kiedy wyjechałam z Krygu do szkoły w Trzcinicy. Po maturze przyszedł nakaz pracy w Łomży, nigdy nie wróciłam w rodzinne strony, ale kocham to miejsce. Do dzisiaj pamiętam smak domowego chleba z cukrem pieczonego przez babcię Honoratę i jabłek z sadu, który uprawiał dziadek Błażej - snuje cicho wspomnienia.- Pamiętam konie, które zawsze hodował dziadek, zabłocone drogi. Nie to co teraz - dodaje.
Takich historii, wspomnień jeszcze wiele się snuło podczas tego wieczoru. Dawno nie widziani krewni, mieli okazję do pochwalenia się sukcesami i podzielenia troskami. Z rangi spotkania zupełnie nie zdawały sobie sprawy dzieci, szczególnie te najmłodsze.
- Nasz syn na razie zwiedza zupełnie obce mu otoczenie. Nie mamy więc szans, abym mogła poznać całą rodzinę -mówi z uśmiechem Katarzyna Kosiba, mama Kacpra, jednego z najmłodszych członków rodziny.
Zabawa, wspólne poznawanie i wspominanie trwały do białego rana.
- Kiedy kolejny zjazd? -pytam Zbigniewa Kosibę.
- To zadanie dla następnego pokolenia. Mam nadzieję, że stanie się to tradycją, zresztą młodzi zadeklarowali, że za dwa lata- odpowiada.
HALINA GAJDA Gazeta Gorlicka(dodatek Gazety Krakowskiej)
nr39/412(551)16 maja 2008r.
|
|
 |
|
|
|
Proszę o kontakt wszystkich , którzy chcieliby dołączyć swoje zdjęcia z I Zjazdu
|
|
Uwagi i propozycje do zawartości
strony proszę kierować
na adres e-mail:
rreski@onet.eu |
|
Szanowni Kuzyni:
zapraszam do umieszczania zdjęć rodzinnych
w naszej GALERII. Myślę ,
że obok zdjęć starszych ,
możemy zamieszczać całkiem współczesne.
Proszę o przesyłanie zdjęć na mój e-mail
rreski@onet.eu
(format , wielkość bez znaczenia)
|
|
|
 |
|
|
|
|